Wracam do Warszawy po 3 tygodniach i nie mogę się przyzwyczaić do tego hałasu. Wczorajszej nocy świętowanie weekendu na ulicy trwało chyba do 3 nad ranem. A ja przywykłam, że nocną ciszę zakłócają co najwyżej świerszcze i pohukujące sowy… Na szczęście deszcz i chłód przegonił tłumy z Nowego Światu i dziś powinno być już lepiej. Na niedzielnych zajęciach z jogi ręce drżały mi z wysiłku – wyszłam z formy! Na wszystko potrzeba czasu. Czasu i cierpliwości.
