W sobotę dużo mocnego tańca, najpierw „Rytmy życia” dla mężczyzn, a wieczorem tak zwane „dicho”. Mocno mi się tańczyło, zdarłam stopy i dorobiłam zakwasów w różnych dziwnym miejscach (brzuch i ramiona). Ciągle na nowo odkrywam, że taniec to życie. I kropka.
Tańczę mocno, czuję mocno i żyję mocno. I tak jest dobrze.