Jest w „Lalce” coś z „Księgi Hioba”. Miłosny trąd zżera Wokulskiego kawałek po kawałku, aż nie zostaje już praktycznie nic. Coraz bardziej żałosny, coraz bardziej zdesperowany. Wojciech Faruga w swoim najnowszym spektaklu na deskach Teatru Powszechnego relacjonuje ten upadek człowieka klatka po klatce.
Marcin Czarnik to urodzony Wokulski – niby przystojny, postawny, zdystansowany, a równocześnie pełen rozpaczy i zagubienia, skazany na samospalenie w ogniu własnych namiętności. Tymczasem Anita Sokołowska w roli Izabeli aż za wyrazista, za ciepła – reżyser miał do niej o wiele więcej sympatii, niż Bolesław Prus. A może pokazał Izabelę tak, jak ją widział sam Wokulski, zakładając, że on w ogóle cokolwiek jeszcze widział… Przeskakujemy z fatalnej rzeczywistości do marzeń na jawie Stacha i z powrotem. I jeszcze raz. I jeszcze raz.
Spektakl trochę jak sen. Majaki Wokulskiego. Cokolwiek by się nie działo, Izabela gra w każdej najdrobniejszej scenie. Czasami siedzi milcząca z boku, czasem leży bez życia, zawsze gdzieś jest. Nie ma od niej ucieczki. Nie wiadomo właściwie, czemu akurat ona, a nie ktokolwiek inny – ot, przypadek albo fatum.
U Wojciecha Farugi Izabela i Stach gdzieś się jednak nawzajem odnaleźli, choćby na parę momentów. Potem jednak wszystko rozpadło się w drobny mak. Cena była bardzo, bardzo wysoka, ale on chyba mimo wszystko nie żałował. Tak bardzo.
Zdawało mu się, że kiedyś, kiedyś… on sam był kamieniem, zimnym, ślepym, nieczułym.
A gdy leżał pyszny w swojej martwocie, której największe ziemskie kataklizmy nie zdołały ożywić, w nim czy nad nim odezwał się głos zapytujący:
„Chcesz zostać człowiekiem?”
„Co to jest człowiek?…” – odparł kamień.
„Chcesz widzieć, słyszeć, czuć?…”
„Co to jest czuć?…” „Więc czy chcesz zaznać coś zupełnie nowego? Czy chcesz istnienia, które w jednej chwili doświadcza więcej aniżeli wszystkie kamienie w ciągu miliona wieków?”
„Nie rozumiem – odparł kamień – ale mogę być wszystkim.”
„A jeżeli – pytał głos nadnaturalny – po tym nowym bycie pozostanie ci wieczny żal?…”
„Co to jest żal?… Mogę być wszystkim.”
„Więc niech się stanie człowiek” – odpowiedziano.
I stał się człowiek. Żył kilkadziesiąt lat, a w ciągu nich tyle pragnął i tyle cierpiał, że martwy świat nie zaznałby tego przez całą wieczność. Goniąc za jednym pragnieniem znajdował tysiące innych, uciekając przed jednym cierpieniem wpadł w morze cierpień i tyle odczuł, tyle przemyślał, tyle pochłonął sił bezświadomych, że w końcu obudził przeciw sobie całą naturę.
„Dosyć!… – poczęto wołać ze wszystkich stron. – Dosyć!… ustąp innym miejsca w tym widowisku…”
„Dosyć!… dosyć!… już dosyć!… – wołały kamienie, drzewa, powietrze, ziemia i niebo. – Ustąp innym!… niech i oni poznają ten nowy byt…”
Dosyć!… Więc znowu ma zostać niczym, i to w chwili, kiedy ów wyższy byt jako ostatnią pamiątkę daje mu tylko rozpacz po tym, co stracił, i żal za tym, czego nie dosięgnął!…
„Lalka” w reż. Wojciecha Farugi, Teatr Powszechny w Warszawie.