Trzeciego dnia urlopu boli mnie już praktycznie wszystko. Do tej pory bolały głównie nogi, ale po kąpieli w chłodnym jeziorze i rundce na rowerze wodnym w kształcie łabędzia po okolicznych akwenach – bolą też ramiona, szyja, a ból pulsuje po całym ciele.
Między dziesięciokilometrowymi biegami po puszczy zapadam się w książkę, albo w miękki koc. Przysypiam. Śni mi się, że leżę w czółnie dryfującym między trzcinami.
Dziś na małej leśnej dróżce gdzieś w środku puszczy spłoszyłam wielkiego drapieżnego ptaka. Siedział na gałęzi może dwa, trzy metry nad ziemią i wzbił do lotu. Jego rozłożone brązowe skrzydła zajmowały całą ścieżkę. Światło padało na niego z góry, a ja poczułam wzruszenie.