Szalony październiku, nie nadążam za tobą. Słońce wschodzi coraz później, a rano na wyschłej trawie osadza się szron. Nieprzeczytane książki piętrzą się na nocnej szafce. Przepraszam, przepraszam. Nie teraz, może jutro, a może na Wszystkich Świętych. Nie to, że nigdy. Raczej.
Naprawdę nie wiem, kiedy nastawiłam kolejną partię jesiennych nalewek (gruszka+pigwa, żurawina+śliwka, kawa+miód lipowy) i ostatni garnek konfitur (węgierki, winogrona, maliny, borówki, skórka cytrynowa).
A na weekend zaplanowałam dużo patrzenia w sufit i szeleszczenia liśćmi w parku.