Godzina duchów wybija punktualnie 6:04, czyli minutę przed dzwonkiem budzika. Uchylam powieki, rejestrując kompletne ciemności za oknem i uderzenia kropel deszczu o parapet. Wstawanie w takich warunkach jest wbrew rozsądkowi i wbrew naturze. Sny uciekają w ciemność. Zostają strzępki – zabawa w berka z lwem, a może tygrysem, potem jakaś przepychanka. Trochę zabawa, trochę próba sił.
Blade słońce za zasłoną chmur. Kozaki proszą o randkę z szewcem. Dywan i narzuta żądają wizyty w pobliskiej pralni. Butelkowiec stracił wszystkie liście, chyba jednak umarł.
