Mróz. Pies odmawia wieczornych spacerów, już po pierwszych kilku sekundach robiąc w tył zwrot i żądając natychmiastowego powrotu do domu.
Ja zapadam się w fotel z kubkiem cappuccino, słucham leniwego jazzu i pozwalam myślom śledzić smugi światła padające na szczyty sąsiednich kamienic. Potem obserwuję pulsujące rytmy choinkowych światełek ledowych, wiedząc, że już niedługo lampki trafią do pudełka na wielomiesięczne zesłanie, a gwieździe betlejemskiej zaczną opadać liście.
Pomiędzy końcem a początkiem dużo przestrzeni dla literatury.