Julia kalosze zakłada
Bo w Weronie znowu pada
Na balkonie mokro
Uchylone okno
Niskie chmury
Woda z dołu,
woda z góry.
Deszczu krople
Na policzku Julii łza
Znów Romeo nie dojedzie
Bo pogoda zła.
Julia kalosze zakłada
Bo w Weronie znowu pada
Na balkonie mokro
Uchylone okno
Niskie chmury
Woda z dołu,
woda z góry.
Deszczu krople
Na policzku Julii łza
Znów Romeo nie dojedzie
Bo pogoda zła.
Tato, przymgliło mi się
I zasmutło
Zjesienniło
Zadeszczyło
I przymukło.
Tato, czy u Ciebie
Też opadle
Przewilgaca
Wywiatruje
Listopadnie?
Zamyśliwam
Winogrzannie
Łżyście
Cmentarnie.
Zimą Iwaszkiewicz, latem Iwaszkiewicz, jesienią też Iwaszkiewicz. Ten rok ogłaszam więc rokiem Iwaszkiewicza. Ponurawy to towarzysz, idealny na nocne ulewy i pierwsze wrześniowe katary. Listy i dzienniki pozwalają zanurzyć się w innym czasie, innym życiu, innych codziennych dramacikach. 17-letni Iwaszkiewicz napisał w dzienniku (dręczony katarem), że chyba jednak umrze. Nie umarł. W każym razie jeszcze nie wtedy.
Z kaszlącą Emilką oglądamy serial BBC „Merlin”, płaczę jak bóbr (lub stado bobrów) nad śmiercią dzielnego Lancelota, chociaż wcześniej pokpiwałam z jego teatralnej rycerskości. Opłakuję chyba tę skrajnie idealistyczną postawę, która skazana jest na wielowymiarową porażkę.
Nocą huczy jakaś wściekła ulewa, sen nie chce przyjść, a nadejście poranka nie wydaje się wcale tak oczywiste, jak zazwyczaj. Nad ranem ulewa ustaje, a poranek jednak nadchodzi.